Letnia kranówa na Święta

Jakkolwiek bardzo religijna byłam lub zupełnie(?) niereligijna jestem, triduum paschalne rezonuje we mnie mocno. Nie mam gdzie uciec od tego, bo siedzi w środku. Czy to jakaś energia przesileń tego czasu, księżyca, planet? Czy bardzo mocno i emocjonalnie wszyta w moją osobowość tradycja obrządku rzymskokatolickiego - tego czasu mojej religijności, kiedy z pasją brałam udział w liturgiach?

Trochęi tak i tak. Cenię te święta za ich dostojność, głębię i wielowątkowość, a kiedyś też za brak komerchy. To dla mnie bardzo przewrotny duchowo czas, nawet teraz, gdy jestem religijnie letnia jak kranówa. Mimo to siedzę w ciszy, sama, piszę i rozmyślam... o czym?

O Buczy, o Rosjanach, o Piłacie, o Zaleńskim, o mnie, o horyzontach i rezydencjach, o energiach żeńskich, męskich, ludziach bliskich i dalekich, drodze krzyżowej, o bohaterach i tchórzach, o proporcjach. W końcu, kim z wydarzeń Golgoty jesteśmy dziś? 

Ja nie umiem w Jerozolimy, w Sanhedryny, w tamte miejsca pełne piachu i facetów w sukniach. Ja muszę sobie przełożyć na dzisiejsze,  tutejsze. Myślałam sobie dzisiaj idąc w ten wielki piąteczek ze sklepu do auta: Czy znam osobę, która jest naprawdę dobra? Nie koniecznie mądra, ale niewinna, skora do pomocy, taka no... że zakochać się w Niej i tulić i dać się opiekować sobą. Czy znam? I dalej - pomyślałam - że Ją dziś zabijają. Oni - no tak - tamci Oni, ci źli. Nie! Zabijam Ją ja!

Zawiecha. No tak.

Tylko, że tamci w swoim przekonaniu nie zabijali dobrego człowieka. Jezus był przedstawiony jako przestępca, mąciciel, sekciarz, rebeliant. 

Już łatwiej?

No, łatwiej. Ale dobra, przecież ja nie chcę zabijać nawet winnych. Niech zrobi to ktoś inny. Ja tylko powiem katom - w sumie OK.

Ty też. 

Powiemy razem OK, gdy pójdą po takich, którym chce się więcej i głośniej, a na których koniec czekamy z nadzieją, bo jacyś nie nasi są, inni, źli, o których krążą legendy, a osobiście nie znamy ich nic a nic. Nic im nie robimy. Tylko kropelkę oleju do ognia podpalaczy, tylko jedno OK. 

Powtórzę - nie lubię patrzeć na Trituum przez pryzmat wydarzeń historycznych, więc rozważając Biblię myślę, że to jest treść o Tu i o Teraz. Jeśli cokolwiek ma mi to dać to tylko w takim ujęciu. 

Więc znowu myślę o Ukrainie. Chrystuskach w piwnicach i w czołgach, w dzieciach i żołnierzach. I wiem, że wystarczyło kilka zmiennych na poziomie zarodkowym i byłabym facetem, wystarczyło kilka obrotów po globie moich przodków i byłabym dziś tysiące kilometrów na wschód, w niesławnym kraju. To znaczy już nie, bo wysłana/y na wojnę. Wystarczyłoby, żebym nie miała dostępu do informacji i to ja dziś byłabym w rosyjskim mundurze. Może w Buczy. Co bym robiła?

Po co mi to rozmyślanie? A no po to, by pielęgnować wdzięczność i sumienie i cieszyć się, że nie stoję pod rozkazem strzelania do ludzi, że mogę odpuścić sobie krzywdę na innych i nikt mnie za to nie zabije. A jeśli nie odpuszczę, też nikt mnie nie zabije.

Jak wtedy w Jerozolimie, gdy raz tylko krzyknęłam w tłumie - OK. Na krzyż z Nim!



Komentarze

Translate